Jak nauczyłam się mówić w języku hiszpańskim

  • 13 / 02 / 2016

Niektórzy stawiają sobie za cel znalezienie wspaniałej pracy, zarabianie wielkich pieniędzy, inni chcą podróżować. Moim celem było nauczenie się języka hiszpańskiego. Nie znając kultury ani żadnej osoby w Hiszpanii, postanowiłam, że wyjadę tam na studia i nauczę się ich języka. To był mój cel! Mały czy duży? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Tobie.

Zacznijmy od… początku

Pewnie pomyślisz, że poszłam na filologię hiszpańską i na tym koniec historii. Bynajmniej. Wszystko zaczęło się jeszcze w liceum. Matura, wybór studiów. Zanim rozpoczęła się moja przygoda z “Iberią” miałam być architektem krajobrazów. Od zawsze lubiłam rysować. Projektowanie ogrodów….how cool is that?

Profilaktycznie jednak złożyłam dokumenty również na administrację, gdyby ołówki i programy graficzne nie były mi pisane. Wiecie… takie zdroworozsądkowe postępowanie. W końcu urzędy są wszędzie.

Czerwiec 2005, egzamin praktyczny z rysunku. Martwa natura. Wynik pozytywny, zdałam. Dostałam się na administrację i architekturę krajobrazu. Moje marzenia zaczynały się spełniać.

Moja pasja – język hiszpański

A hiszpański? A wyjazd? Sprawdziłam możliwości wyjazdu na stypendium ERASMUS do Hiszpanii na obu kierunkach. Okazało się, że tylko na administracji istniała możliwość wyjazdu do kraju, w którym króluje flamenco, vino tinto i ognisty temperament mieszkańców. Na architekturze zaproponowano mi kraje skandynawskie, a przecież ja tak nie lubię zimna.

Nie zastanawiałam się długo, przecież rysować mogę zawsze i wszędzie. Wybrałam kierunek, wybrałam stypendium, wybrałam swoją drogę, a co najważniejsze – zrobiłam pierwszy krok by osiągnąć swój cel.

Z Olsztyna do Hiszpanii

Pamiętam 18 września 2006 jakby to było dziś. To była długa podróż…..Do Burgos dotarłam z 3 dziewczynami, które poznałam w Olsztynie jeszcze przed wyjazdem.

Na dworcu autobusowym w Hiszpanii czekał na nas Krzysztof, nasz współlokator. Przyjechał po nas z Antoniem właścicielem mieszkania, które mieliśmy razem wynajmować. Była 6 rano, wiał chłodny wiatr, było ciemno niczym środek nocy. Pierwsze doświadczenie z  Hiszpanią, miało niewiele wspólnego z tym jak sobie ją wyobrażałam.

Obecnie do Girony można dolecieć w 3 godziny. Moja podróż trwała dobę. Zmęczona lecz podekscytowana wsiadłam do samochodu z ciekawością tego co mnie czeka. Po drodze zdążyłam przypomnieć sobie podstawowe zwroty dzięki naszemu “przewodnikowi”. Señor Antonio próbował zagadywać szlagierami w stylu “Cómo estais? Que tal el viaje? Todo bien?”.

Dotarliśmy na miejsce. Prysznic, śniadanie, rozpakowywanie. Byłam tak zajarana całą sytuacją, że zapomniałam o swoim zmęczeniu. Bez namysłu ruszyliśmy na zwiedzenie okolicy.

Pierwsze starcie. Wchodzę na ring.

Jak prawdziwi turyści mieliśmy wszystko – mapy, aparaty i polskie kiełbasy. Nasz pierwszy cel to Plaza Mayor, spektakularny i wielki. Przekonałem się tam, że hiszpański lifestyle można opisać jednym słowem – szum. Było to słychać od razu, gdyż na placu byli wszyscy: młodzi, starsi oraz dzieci.

Pierwszą rzecz, którą sobie uświadamiasz w Hiszpanii to sposób w jaki ludzie ze sobą rozmawiają. Jedni się śmieją, drudzy kłócą, trzeci głośno rozmawiają, gestykulują. Wszędzie było słychać się mój ukochany język hiszpański. Jestem w niebie – pomyślałam. To ta atmosfera, której częścią stajesz się szybko w sposób automatyczny. My Polacy, w porównaniu do nich, mamy w sobie jakieś zahamowania w ekspresji i mowie ciała. No chyba, że pijemy. Wtedy wszyscy jesteśmy Hiszpanami.

Kolejny przystanek – Uniwersytet. Pierwsze zadanie to zapytać o drogę. Czułam się dobrze ze swoim poziomem języka i wiedziałam, że będzie to dla mnie przysłowiowa bułka z masłem (po hiszpańsku „pan comido”). I rzeczywiście tak było. Problemy zaczęły się gdy trzeba było zrozumieć odpowiedź. Starsza pani, która pomagała nam dotrzeć do celu, z bezwzględną dokładnością tłumaczyła chyba wszystkie możliwe szczegóły czekającej nas trasy. Mówiła tak szybko, tak niewyraźnie i tak sepleniła w hiszpańskim stylu, że zrozumiałam tylko pojedyncze słowa.

Tymczasem wyszła ze mnie moja polskość – nie dałam po sobie poznać, że nie rozumiem. Niestety.

Komunikacja międzyludzka pomimo tego, że jest jedną z najistotniejszych potrzeb człowieka, wymaga dużego wysiłku. W tym przypadku wymiana myśli była jednostronna. Weszłam na ring i dostałam… w twarz.

Proste zadanie zweryfikowało moje, jak mi się wydawało, mocne podstawy języka wyuczone “w szkole i na kursach, a wszystko jak krew w piach”. To ile ja muszę się uczyć żeby zrozumieć co ktoś do mnie mówi?! Czułam się jakby ktoś podciął mi skrzydła. Postanowiłam jednak, że się nie poddam i złapię byka za rogi. Przecież to był mój cel i marzenie.

Takich i podobnych historii było wiele…

Aby ich uniknąć podczas mojego pobytu w Hiszpanii uczestniczyłam w kursie językowym. Zajęcia prowadził Rodrigo, niewiele starszy ode mnie Hiszpan, przystojny, męski i pełen energii. Inspirował moją grupę nie tylko swoim ciałem. Lekcje z nim dawały mi wiele satysfakcji. Pomimo tego, że często byłam zmęczona po całym dniu spędzonym na Uniwersytecie, a znajomi zapraszali na wino, to starałam się nie opuszczać curso de español. Wiedziałam, że robię to dla siebie, dla mojego rozwoju i przyszłości.

Dzięki temu wyjazdowi poznałam przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt po dzień dzisiejszy. To także dzięki nativ-om nauczyłam się języka używanego na co dzień, w różnych sytuacjach.

Każdy dzień spędzony w Hiszpanii utwierdzał mnie w przekonaniu, że mój wybór studiów nie był przypadkowy. Ten wyjazd uświadomił mi co chcę w życiu robić. I nie było to studiowanie ani administracji, ani architektury.

Moim przeznaczeniem był język hiszpański, w którym zakochiwałam się z dnia na dzień. Już wtedy przez myśl przeszło mi stworzenie własnej szkoły językowej aby móc pracować z ludźmi i nieustannie rozwijać siebie.

Wracam tam gdzie mi dobrze

Do Hiszpanii wracam minimum raz w roku. W okresie studiów były to dłuższe wyjazdy do pracy, na praktyki studenckie. Teraz moje podróże służą naładowaniu baterii pozytywna energią i słońcem.

Uwielbiam patrzeć na radosnych i uśmiechniętych ludzi, dla których wszystko może zdarzyć się mañana. Uwielbiam, popijając kieliszek czerwonego wina, obserwować Hiszpanów i przysłuchiwać się ich rozmowom. Są tacy naturalni. Bez stosowania etykiety potrafią powiedzieć co myślą i czują.

Uwielbiam także smak krewetek zanurzonych w sosie z białego wina, czosnku i pietruszki. To właśnie w Hiszpanii czuję się jak w domu.

Po wszystkich tych latach wiem, że należy dążyć do realizacji swoich pragnień bez względu na to jak patetycznie to brzmi. Nie wolno się zniechęcać, nawet jeżeli na początku nie wychodzi. Przeszkody na drodze do celu będą zawsze. Bez nich nie byłoby progresu, nie było by Langusty – mojej szkoły języka hiszpańskiego.

JFK powiedział kiedyś:

Zdecydowaliśmy się w ciągu nadchodzących dziesięciu lat polecieć na Księżyc i dokonać innych rzeczy nie dlatego, że są łatwe, ale właśnie dlatego, że są trudne, a przez to zmuszą nas do lepszej organizacji i wykorzystania wszystkich naszych umiejętności (…).

Jeżeli Ci na czymś bardzo zależy to nie rezygnuj z walki o swoje marzenia. Liczysz się TY i to co chcesz przekazać innym. Może znasz się na stolarstwie, może pięknie układasz kwiaty, a może tak jak ja chcesz nauczać języka hiszpańskiego?!

Jeżeli masz w życiu swój księżyc, na który chcesz bardzo polecieć to wiedz, że wybrałeś właściwy cel.

Większym niebezpieczeństwem dla człowieka jest gdy stawia sobie małe cele i je osiąga, niż gdy sobie stawia wielkie cele i ich nie osiąga.

Zacznij przygodę z językiem hiszpańskim już dziś!

Zostań naszym uczniem i poznaj jeden z najpiękniejszych języków obcych na świecie! Kursy języka hiszpańskiego w Warszawie.

Zobacz kursy

A jaka jest Twoja historia? Opisz krótko w komentarzu jak to wyglądało u Ciebie.

Magdalena Kozak

Od 12 lat zajmuję się językiem hiszpańskim, od 9 lat jestem lektorem. Ukończyłam kilka kierunków studiów. Prowadzę kursy językowe w oparciu o metodologię flipped classroom.